Chicken - komentarz do incydentu ciechanowskiego

W piątek 29 maja, tuż przed terminem, w którym upływał okres wypowiedzenia z pracy dla 107 lekarzy, w szpitalu wojewódzkim w Ciechanowie osiągnięto wreszcie porozumienie. Nowa dyrekcja spełniła praktycznie wszystkie postulaty lekarzy: Wycofała wypowiedzenie porozumienia kończącego spór zbiorowy z września 2007r  i cofnęła decyzję o obniżce płac dla lekarzy o ok. 30%. W zamian zakładowy OZZL zgodził się na czasowe zawieszenie realizacji postanowień porozumienia z 2007 roku (które przewiduje stopniowy wzrost płac lekarskich do 3 średnich krajowych dla specjalisty) i wycofał  pozew z sądu o uznanie za bezprawne działania dyrekcji szpitala w Ciechanowie. Związek wezwał też (skutecznie) lekarzy do wycofania indywidualnych pozwów przeciwko dyrekcji szpitala. Tak więc jeszcze tym razem uniknęliśmy totalnej konfrontacji, jakim byłoby zrealizowanie wypowiedzeń z pracy lekarzy i konieczność zamknięcia szpitala od 01 czerwca 2009r. Wielu ludzi podejrzewa, że głównym czynnikiem, który zdecydował o polubownym rozwiązaniu sporu była obawa polityków, że zamknięcie szpitala tuż przed wyborami do PE mogłoby mocno zaszkodzić partiom rządzącym.

Te wydarzenia w szpitalu w Ciechanowie przywodzą mi na myśl „zabawę” popularną w niektórych kręgach przestępczych, w Ameryce nazywaną „chicken” (co zapewne można tłumaczyć jako „tchórz”) :  dwa samochody jadą naprzeciw siebie i tuż przed zderzeniem jeden z nich robi unik. Wygrywa oczywiście ten, który wytrzyma dłużej. Dla kierowców tych samochodów to raczej nie jest zabawa, ale walka niemal na śmierć i życie i sposób na zarabianie. Zabawą jest dla organizatorów tego spektaklu. To oni ustalają warunki „konkursu”, oni zatrudniają „zawodników”, oni – ostatecznie – są jedynymi wygranymi w tych „zawodach”. Pilnie przyglądają się uczestnikom wyścigów – muszą przecież wybrać najlepszych, aby na nich właśnie postawić swoje pieniądze. Cieszy ich władza jaką posiadają i możliwość manipulowania ludzkim życiem.  

Z podobną sytuacją mamy do czynienia – od pewnego czasu – w polskiej służbie zdrowia. Naprzeciwko siebie stają dwaj zawodnicy: dyrekcja szpitala i lekarze. Dyrektor chce zmusić lekarzy do jak najniższych wynagrodzeń, aby dostosować się do warunków narzuconych przez NFZ. Wie, że walczy „na śmierć i życie”, bo z NFZ nie ma dyskusji i jeśli ustąpi lekarzom – sam polegnie. Dlatego nie waha się sięgać po najbardziej drastyczne środki: jeśli trzeba – złamie prawo, zwolni lekarzy z pracy, ewakuuje pacjentów, zamknie szpital. Z drugiej stoją lekarze, zdecydowani bronić swoich płac. Też walczą „na śmierć i życie”. Wiedzą bowiem dobrze, że w tym systemie opieki  zdrowotnej  jeśli nie wyrwą coś na siłę – nie mają żadnych szans na godziwe płace. Podstawą funkcjonowania publicznej służby zdrowia w Polsce jest bowiem zasada nieskrępowanego wyzysku „z góry w dół” : NFZ wyzyskuje szpitale, szpitale wyzyskują personel medyczny. Nie ma tutaj miejsca na normalne, pokojowe i merytoryczne negocjacje. Dopiero gwałtowny niepokój społeczny, jak strajk, protesty, „białe miasteczko” lub masowe zwolnienie się z pracy – daje jakąś szansę na podwyżki płac. Obie strony idą naprzeciw siebie zdecydowanie. Jeśli się zderzą – trzeba będzie zamknąć szpital. Katastrofa. Trudno powiedzieć dla kogo gorsza – dla zatrudnionych tam lekarzy, czy dla dyrekcji. Z pewnością najgorsza dla pacjentów. Na szczęście zawsze ktoś w końcu robi unik, a najczęściej obie strony trochę ustępują. „Zawodnicy” cieszą się, że znowu przeżyli.

A na to wszystko z góry patrzą organizatorzy „zawodów”, którzy decydują o tym, jak ma funkcjonować lecznictwo w Polsce.  Analizują wszystkie elementy – chcą dobrze ocenić walory każdej ze stron, aby widzieć na kogo postawić. Od tego przecież zależy czy wygrają kolejne pieniądze, czy będą musieli wyłożyć „kasę”. Najgorzej nie lubią remisów. Takich, jak w Ciechanowie. Znowu nie wiedzą w którym kierunków pójść. Z niecierpliwością czekają na kolejne starcie. Niech w końcu wyłoni się zdecydowany zwycięzca.

 

 

Krzysztof Bukiel – 29 maja 2009r.