Przyrzeczenie publiczne - dla Gazety Lekarskiej

Przyrzeczenie publiczne.  Dla Gazety lekarskiej

 

System opieki zdrowotnej w Polsce jest hybrydą zawierającą elementy rynkowe i budżetowe. Te ostatnie odgrywają zresztą rolę decydującą. Tak jest również w odniesieniu do płac lekarskich. Muszą one bowiem zmieścić się w budżecie służby zdrowia, zaplanowanym administracyjnie w którym – obok płac – trzeba pomieścić także wydatki na leki, sprzęt, media itp. Chociaż więc – teoretycznie – dyrektorzy szpitali mogą wynagradzać lekarzy jak chcą, w praktyce są ograniczani wcale nie rynkowymi czynnikami, ale jak najbardziej administracyjnymi decyzjami publicznego płatnika, który – z kolei – dostosowuje się do politycznych decyzji rządzących.

Oprócz tego  pośredniego wpływu polityków na płace lekarskie, Minister Zdrowia w trzech przypadkach w sposób bezpośredni, w wydawanych przez siebie rozporządzeniach, ustala poziom wynagrodzeń lekarzy. Dotyczy to stażystów i rezydentów oraz  lekarzy zatrudnionych w zakładach opieki zdrowotnej, prowadzonych w formie jednostki budżetowej lub zakładu budżetowego. Ustalenia te mają zresztą znaczenie dużo szersze niżby to wynikało z ich literalnego brzmienia. Odnosi się to zwłaszcza do płac rezydentów. Ponieważ są to kwoty ustalone sztywno, a jednocześnie odnoszą się do lekarzy o najmniejszych kwalifikacjach – płaca rezydenta jest w istocie administracyjnie ustaloną minimalną płacę lekarską w Polsce. Zgodnie z kodeksem pracy (art. 78) „wynagrodzenie za pracę powinno być tak ustalone, aby odpowiadało w szczególności rodzajowi wykonywanej pracy i kwalifikacjom wymaganym przy jej wykonywaniu...”, co oznacza, że pracownik o wyższych kwalifikacjach oraz wykonujący pracę bardziej złożoną powinien zarabiać więcej niż pracownik mniej kwalifikowany lub wykonujący prostsze zadania.

Jakiś czas temu minister zdrowia zapowiedziała, że rząd podniesie płace lekarzy rezydentów i zróżnicuje je, aby lekarze po dwóch latach rezydentury zarabiali więcej niż początkujący. Lepiej mieli być też wynagradzani specjalizujący się w dziedzinach uznanych za priorytetowe. Podano oficjalnie kwoty zapowiadanych płac zasadniczych: 3170 zł przez pierwsze dwa lata, a  w dziedzinach priorytetowych  3620 zł oraz 3450 zł po dwóch latach  rezydentury, a w dziedzinach priorytetowych - 3890 zł.

Powyższa zapowiedź spotkała się z poparciem wielu środowisk lekarskich, w tym również OZZL. Doceniliśmy fakt, że proponowana płaca zasadniczej to niemal 100 % aktualnej, przeciętnej płacy krajowej czyli bardzo blisko tego, czego domagali się rezydenci skupieni w OZZL. Również zasada zwiększenia płacy po dwóch latach rezydentury była zgodna z naszymi postulatami. A jednak pojawiła się w tym wszystkim pewna wątpliwość, co do wiarygodności i trwałości rządowych zapowiedzi. Dziwnym wydało się nam, że rządzący umocowali zapowiadane zmiany na bardzo kruchych podstawach prawnych. Nie zmieniono bowiem zapisu w ustawie o zawodach lekarza i lekarza dentysty, że płaca rezydenta w danym roku wynosi co najmniej 70% przeciętnego wynagrodzenia za dwa lata wstecz (ok. 60% aktualnej średniej krajowej), a jedynie wprowadzono przepis, że minister zdrowia może różnicować płace rezydentów w zależności od roku odbywania rezydentury i w przypadku wybrania specjalizacji uznanej za priorytetową. Zatem wyższe (niż ustawowe minimum) kwoty wynagrodzeń rezydentów miały być zapisane dopiero w rozporządzeniu ministra zdrowia. Takie potraktowanie sprawy powoduje, że odwołanie przez rządzących zapowiadanych podwyżek płac dla rezydentów staje się bardzo proste. Wystarczy tylko decyzja ministra zdrowia, albo ... brak decyzji o podwyżkach. Tak jak dzieje się to obecnie, gdy minął już tydzień od terminu, w którym pani minister miała wydać odpowiednie rozporządzenie, a rozporządzenia nie ma. 

Może wpływ na to miały głosy niektórych dyrektorów szpitali? Na stronie internetowej MZ  można bowiem znaleźć ich opinie, że zaproponowane przez ministerstwo płace dla rezydentów są za wysokie (!).  Dyrektorzy ci uważają (słusznie), że wzrost płac rezydentów musi spowodować wzrost płac lekarzy specjalistów, zwłaszcza tam, gdzie ich płace zasadnicze są niższe lub niewiele większe niż najwyższa proponowana płaca rezydenta (3890zł). Okazuje się, że ilość tak wynagradzanych specjalistów jest większa niż to się rządzącym wydawało, co może mieć wpływ na budżety szpitali. Smutne jest, że -  w takiej sytuacji – wielu dyrektorów szpitali nie zastanawia się jak skłonić NFZ do podniesienia wyceny świadczeń, a polityków do zwiększenia nakładów na lecznictwo, ale szuka sposobu, aby zmusić lekarzy do zaakceptowania niższych płac.

W prawie cywilnym funkcjonuje pojęcie „przyrzeczenie publiczne”. Niedotrzymanie takiego przyrzeczenia grozi koniecznością wypłaty odszkodowania zainteresowanym. Wiemy, że polityków i ich obietnic takie zasady nie obowiązują. Niewątpliwie jednak niespełnienie publicznej zapowiedzi wzrostu płac rezydentów lub zmniejszenie zapowiadanych kwot skompromitowałoby Ministerstwo Zdrowia i podważyło wiarygodność rządzących. Tym bardziej, że w uszach wielu Polaków ciągle jeszcze brzmią słowa: „Będą nas leczyć dobrze wynagradzani lekarze...”, a  wybory (tym razem do PE) tuż, tuż. 

 

Krzysztof Bukiel, 20 kwietnia 2009r.