Aktualności
Rewolucja czyli odrzucenie praw naturalnych (o obecnej reformie ochrony zdroiwia) - felieton dla OPM
Felieton ukazał sie w numerze marcowym Ogólnopolskiego Przeglądu Medycznego.
Zwykło się uważać, że pojęcia „ewolucja” i „rewolucja”, zwłaszcza używane w powszechnej mowie oznaczają po prostu różne tempo i głębokość zmian: ewolucja – zmiany powolne, płytkie, rewolucja – zmiany szybkie, nieraz gwałtowne i głębokie. Najwyraźniej podobnie rozumie te dwa pojęcia obecny minister zdrowia. Niedawno, na zarzut, że jego propozycje są „rewolucyjne” odpowiedział, że muszą być takie, bo tylko zmiany głębokie i szybko przeprowadzane pozwolą na naprawę systemu, który wymaga zdecydowanej interwencji.
Tymczasem pojęcia „ewolucja” i „rewolucja” niosą też inne, głębsze treści. Ciekawie napisał o tym publicysta w jednym z tygodników katolickich. Przypomniał on (powtarzając za papieżem Benedyktem XVI), że słowo ewolucja pochodzi od łacińskiego słowa evolvo, co oznacza rozwijanie zwoju – czyli czytanie księgi. Rewolucja pochodzi zaś od słowa revolvere, co oznacza po łacinie - zwijać, czyli zamykać zwój. Nie chodzi przy tym o księgę jako taką, ale o księgę napisaną przez Boga (lub jak by chcieli niewierzący – przez naturę) czyli o odczytywanie (rozwijanie) albo odrzucanie (zwijanie) „księgi” naturalnych praw i zasad.
Obecny system publicznej opieki zdrowotnej w Polsce został ustanowiony w roku 1999. Zasadniczym kierunkiem – wówczas zapoczątkowanym – była „rynkowość” i „ekonomizacja” systemu czyli w istocie przywrócenie pewnych naturalnych, bo zgodnych z naturą ludzką, zasad w funkcjonowaniu podmiotów leczniczych (jak byśmy je dzisiaj nazwali). Ta naturalność miała polegać na tym, że to pacjent sam wybiera gdzie chce się leczyć; szpitale, przychodnie i lekarze konkurują między sobą o pacjenta, a ten kto ma więcej pacjentów – więcej też zarabia. Jeśli ktoś jest tak zły w tym, co robi, że nikt się u niego nie chce leczyć, musi zrezygnować z działalności leczniczej bo po prostu nie utrzyma się z niej. Naturalną rzeczą było też to, że świadczenie zdrowotne (leczenie, diagnozowanie) ma swoją cenę, bo nic nie jest za darmo. Te zasady zostały wprowadzone w kontrze do zasad, jakie rządziły polską służbą zdrowia przed rokiem 1999, czyli do tzw. budżetowej służby zdrowia, w której szpitale nie zarabiały pieniędzy za leczenie ludzi ale je otrzymywały w formie budżetu, niezależnie czy ludzie chcieli się w nich leczyć czy nie; pacjenci byli zmuszeni do leczenia w szpitalu (lub ambulatorium) wskazanym przez władze (tzw. rejonizacja) i generalnie nie przejmowano się zasadami ekonomii, kosztami, efektywnością, itp bo poszczególne świadczenia zdrowotne nie miały ceny. Nie taki był bowiem cel ówczesnej służby zdrowia aby skutecznie ludzi leczyć, lecz aby dać obywatelom poczucie, że państwo o nie dba.
„Rynkowość” i „ekonomizacja” wprowadzane były po roku 1999 bardzo opornie, wycinkowo i fragmentarycznie. Na przykład konkurencja między szpitalami niby była, ale ograniczał ją tzw. konkurs ofert prowadzony przez publicznego płatnika i limity świadczeń refundowanych, które mogły być wykonane przez dany szpital. Odpowiednio manipulując konkursem i limitami można były wykreować szpital – pozornie - bardzo dobry lub bardzo zły. Podobnie ceny za świadczenia nie były „rynkowe” ale ustalane arbitralnie przez urzędników NFZ. Te odstępstwa wypaczały zasady rynkowe i uniemożliwiały osiągnięcie tych pozytywnych efektów, które mogłyby być osiągnięte. Poszczególne rządy – po roku 1999 - bardziej lub mniej odchodziły od „rynkowości” w ochronie zdrowia, ale żaden z nich – jak dotąd – nie podważył samego kierunku. Można zatem stwierdzić, że wszystkie one – bardziej lub mniej udolnie, bardziej lub mniej uczciwie – odczytywały księgę naturalnych zasad i starały się do niej dostosować. Dopiero obecny rząd postanowił księgę tę zamknąć, zwinąć i powrócić do zasad sprzecznych z naturą ludzką, czyli do budżetowej służby zdrowia.
Jeśli zatem obecnej reformie służby zdrowia stawiany jest zarzut, iż jest rewolucyjna, to nie ze względu na głębokość zmian, ani na tempo ich wprowadzania, ale ze względu na ich charakter, który podważa naturalne zasady postępowania ludzkiego. I w tym tkwi też największa słabość tej reformy i zagrożenie dla jej powodzenia.
Krzysztof Bukiel 22 lutego 2017r.