Aktualności

Jak dobrze być ... lekarzem - artykuł aktualny dr Zdzisława Szramika

 

                           Jak dobrze być … lekarzem!

Na temat lekarskich zarobków , a dokładniej mówiąc dochodów, powiedziano już niemal wszystko. Autorami tych wypowiedzi są ludzie zazwyczaj bardzo dobrze poinformowani, bo nie znoszący sprzeciwu ton ich wypowiedzi nie pozostawia w tym względzie cienia wątpliwości. Możemy zaliczyć do nich kolejnych ministrów zdrowia, kilku premierów, sporą rzeszę  mainstreamowych dziennikarzy oraz tzw. opinię publiczną- panią Gienię, panią Dziunię, panią Ziutę oraz pana Kazia z I klatki schodowej. Spore zasługi na tym polu położył także ongiś pierwszoplanowy polityk rządzącej koalicji, marszałek Sejmu, bajkopisarz i posiadacz Saby w jednej osobie. Tenże prominentny przedstawiciel rządzącej wówczas formacji nie tylko chciał sprawdzić zawartość lekarskich garaży, ale zaoferował malkontentom, niezadowolonym z niskich zarobków, obuwie zdrowotne, zwane popularnie kamaszami. W ten spektakularny sposób przeszedł do historii, a na pewno zostanie w pamięci wielu lekarzy do końca życia. Był niewątpliwie pierwszym, który miał odwagę oficjalnie zaproponować takie rozwiązanie, ale na pewno nie jedynym i nie ostatnim, bo podobny, „kamaszowy” sposób myślenia, przebija z wypowiedzi wielu polityków, właściwie wszystkich partii. Przejściowych sojuszników, zatroskanych losem ochrony zdrowia, mamy tylko wśród opozycji, zazwyczaj na kilka miesięcy przed wyborami.

                                          Dezinformacja

  Rozpowszechnianie oficjalnie, półoficjalnie, a także nieoficjalnie- w postaci tzw. szeptanek, nieprawdziwych informacji, mające przynieść określony skutek bezpośrednio lub pośrednio, było zawsze mocną stroną kolejnych rządów. Można nawet odnieść wrażenie, że zmieniały się rządy, ale rządzenie pozostawało takie same. Jeżeli nie można było załatwić jakiejś sprawy uczciwie i oficjalnie, lub z różnych względów nie chciano tego zrobić, stosowano metody działania służb specjalnych. I chyba te metody i sposoby działania, a także rodzaj komunikowania się z własnym społeczeństwem, dają tzw. ciągłość władzy i poczucie, że pomimo zmian nie zmieniło się nic.

  Parę dni temu w jednym z portali społecznościowo- politycznych, firmowanych nazwiskami tuzów mainstreamowego dziennikarstwa, mogłem przeczytać wywiad z pielęgniarką, opatrzony chwytliwym tytułem: „Jest pielęgniarką i zarabia kilkanaście tysięcy miesięcznie. Medycynę studiuje się dziś dla lansu i  kasy”. Bohaterka wywiadu, umiejętnie sterowana pytaniami dziennikarza (choć nie wiem, czy takie określenie nie jest w tym przypadku nadużyciem), stwierdziła, że na studia medyczne młodzi ludzie idą dla „lansu i kasy”, a zarobki młodych lekarzy, o ile chce im się pracować, wynoszą nawet 40 tys. złotych. Stawki godzinowe młodych adeptów medycyny, wg niej, to 100-150 zł, a dla specjalistów o wiele więcej. Pani ta, jak na rzetelne dziennikarstwo przystało, jest oczywiście anonimową Małgorztą i, równie oczywiście, jest dobrze poinformowana.

Temat artykułu wydaje się być jak na zamówienie i chyba nieprzypadkowo opublikowano go tuż przed zapowiadanym strajkiem pielęgniarek, żeby z jednej strony storpedować ich starania o lepsze płace ( bo przecież mogą dobrze zarabiać), a drugiej strony skłócić je ze środowiskiem lekarskim. W ten oto sposób piecze się dwie pieczenie na jednym ogniu, a przepis podają pracownicy służb specjalnych. W przeszłości wiele razy doświadczyliśmy takich działań ze strony władz i niezwykle w takich sytuacjach usłużnych „dziennikarzy”.

                                Bomisie i jatylki

Czytając fora dyskusyjne na Konsylium24 można zrywać boki ze śmiechu lub, na odmianę, zgrzytać zębami ze złości. Opisywane przykłady zachowań naszych pacjentów mogą wywoływać takie reakcje wśród nas, lekarzy, bo czasami zostaje nam tylko pusty śmiech lub zwykła złość. Dla przypomnienia: bomisie, to pacjenci przychodzący do lekarza z litanią żądań ( badania laboratoryjne lub obrazowe, skierowania, zaświadczenia, zwolnienia ZUS ZLA) w stylu „…bo mi się należy…”. Jatylki to tacy pacjenci, którzy chcą ominąć długą kolejkę w poczekalni, gdzie czekają ludzie nierzadko ciężko chorzy, lub przychodzą tuż przed zamknięciem poradni, np. z wnioskiem sanatoryjnym, bo „ja tylko…” chciałem pieczątkę. Oczywiście można patrzeć na to pod różnym kątem, także humorystycznym, ale dla mnie ważniejsze jest spojrzenie z szerszej perspektywy. Tak, to właśnie w Polsce, wytrwałe działania kolejnych rządów i ekip ministerstwa zdrowia tak skonfliktowały lekarzy i pacjentów, że praktycznie uniemożliwia to normalną pracę lekarzom, a pacjentom daje poczucie zagrożenia. Gratulacje!!!

                         Gdy nie wiadomo, o co chodzi…

  A teraz przyjrzyjmy się finansowej stronie tego zawodu. Odrzucając sensacje anonimowej „pielęgniarki”, której tożsamości autor artykułu za nic na świecie nie ujawni, a jakże, oraz pomijając publikowane przez MZ „statystyki”, przeciętne zarobki lekarzy specjalistów mieszczą się w granicach 4- 6 tys. zł brutto, za etat, co dzieląc przez 170 godzin daje stawkę godzinową 23- 35 zł. Nie wiem o jakich dodatkowych zleceniach mówiła bohaterka wywiadu, ale na zarobienie 30- 35 tys. zł więcej zabrakło by godzin w dobie i dni w tygodniu. Oczywiście lekarze w znacznej części zarabiają więcej niż 4- 6 tys., ale pracują dodatkowo w gabinetach, przychodniach, pogotowiu ratunkowym czy NZOZ-ach, bo za gołą pensję nie mogliby utrzymać rodziny i kształcić się. Ci, którzy zauważą nowy samochód, mieszkanie czy dom, ba- nawet lepsze ubranie!, nie raczą zauważyć, o której godzinie lekarz wychodzi z domu i o której wraca, jeśli w ogóle wraca. W ten sposób powstają legendy i mity, skwapliwie podsycane lipnymi „statystykami” rodem z MZ. Nagminnym grzechem tych statystyk jest podawanie zarobków lekarzy łącznie z dyżurami, ewentualnie wysokości kontraktów i porównywanie ich ze średnią krajową (bez dyżurów, płaca na etacie). Ta perfidna nieuczciwość, konsekwentnie stosowana przez kolejne ekipy z Miodowej, nie wróży dobrze współpracy lekarzy z władzami.

                                Czy może być lepiej?

  Na to pytanie trudno odpowiedzieć wprost. Jak długo pozwolimy sobie wmawiać, że musimy pracować w tych warunkach, że kraj jest biedny i na ochronę zdrowia nie ma pieniędzy, tak długo nic się nie zmieni. Jak długo polską medycyną rządzić będą pretorianie systemu, władający instytutami, klinikami i szpitalami, nierzadko traktowanymi jako prywatne latyfundia ( za cichym przyzwoleniem władz), ale utrzymujący się z „dodatkowych” zajęć ( NZOZ-y, sponsorowane badania, fikcyjne etaty czy pseudonaukowe granty), tak długo każda próba zmiany stanu obecnego wyzwoli zmasowany atak na kontestatorów „ładu i porządku”. Oświadczenie majątkowe obecnego ministra zdrowia pokazuje, że nawet szef dużej i znanej kliniki musi dorabiać, a jego zarobki jako kierownika kliniki nie są  największą częścią dochodów. Powoduje to oczywisty konflikt interesów, a nieprzemyślane wypowiedzi ministra, o zwalnianiu strajkujących pracowników, tylko to potwierdzają.

  Jeżeli odzyskamy naszą podmiotowość obywatelską i zawodową,

 i zbiorowo przeciwstawimy się wyzyskowi i skostniałym strukturom systemu, wszystko jest możliwe. Mamy organizacje, mamy środki finansowe, prawników i duże doświadczenie. Zacznijmy chcieć, reszta potoczy się sama! Może wtedy i Polska stanie się prawdziwą Europą!

Gorąco zachęcam!

Zdzisław Szramik