Aktualności
List do Arcybiskupa Józefa Michalika, w sprawie strajku lekarzy, wysłany w dniu 11 czerwca 2007r.
Bydgoszcz dnia 11 czerwca 2007r.
Jego Ekscelencja
Ksiądz Arcybiskup Józef Michalik
Metropolita Przemyski,
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Wasza Ekscelencjo,
Najczcigodniejszy Księże Arcybiskupie,
Zwracam się do Waszej Ekscelencji jako przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który jest organizatorem obecnych strajków lekarzy w Polsce. Do napisania tego listu skłoniły mnie różne oceny naszego strajku, jakie pojawiły się w niektórych kazaniach księży i księży biskupów wygłaszanych w czasie ostatniej uroczystości Bożego Ciała. Część z nich, a zwłaszcza słowa księdza biskupa Stanisława Stefanka uważamy za niesprawiedliwe i krzywdzące. Ponieważ sprawa nie jest prosta i wymaga szerokiego naświetlenia, mój list będzie dość obszerny, a dla lepszego uporządkowania tematów, podzieliłem go na odrębne części – rozdziały.
Co to za związek, ten OZZL.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL) jest organizacją istniejąca od 18 października 1991 r. Powstał jako inicjatywa oddolna lekarzy ze Stargardu Szczecińskiego. Nigdy nie miał żadnego powiązania z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym. Ten fakt jest zapewne główną przyczyną tego, że rządzący tak łatwo pozwalają sobie na lekceważenie naszego związku i na niewybredne, oszczercze ataki na nas. OZZL, od początku swojego istnienia, postawił sobie dwa cele: 1) doprowadzenie do zmiany systemu opieki zdrowotnej w naszym Kraju, aby stał się on bardziej racjonalny, sprawiedliwy, przyjazny pacjentom i pracownikom służby zdrowia, 2) poprawa wynagrodzeń lekarskich. Te dwa elementy uważaliśmy zawsze za nierozerwalnie ze sobą związane. Jest ułudą twierdzenie, że może być dobry system opieki zdrowotnej, w którym lekarz jest źle wynagradzany. Życie doczesne ma bowiem swoje prawa, spośród których istotną rolę odgrywają podstawy materialne wszelkiej ludzkiej działalności. Dotyczy to również pracy i życia lekarza. Nawet jeżeli ten, czy ów lekarz zdolny jest do nadzwyczajnych poświęceń i pracy na rzecz chorych bez oglądania się na wynagrodzenie, to trudno spodziewać się aby system oparty na takiej zasadzie funkcjonował dobrze. Źle wynagradzany lekarz będzie szukał sposobu aby „dorobić”. Będzie (nawet podświadomie) oszczędzał się w pracy, pamiętając, że musi mieć siły na dodatkowe zajęcia, będzie szukał dodatkowego wynagrodzenia kosztem swojego zdrowia, siły, wiedzy. Część z lekarzy ulegnie nawet pokusie dorabiania nielegalnego. Czy tak zorganizowana opieka zdrowotna będzie dobrze służyć chorym?
OZZL zawsze dążył do wprowadzenia w Polsce takiego systemu opieki zdrowotnej, w którym pieniądze przeznaczone na leczenie nie byłyby marnowane, w którym podmiotem sytemu byłby pacjent, w którym korupcja i tzw. szara strefa nie byłyby możliwe, nawet gdyby ktoś chciał się skorumpować. W ocenie OZZL tylko system oparty na mechanizmach rynkowych, przejrzystej i sprawiedliwej konkurencji może spełnić powyższe warunki. Wbrew niektórym poglądom, wprowadzenie mechanizmów rynkowych jest możliwe bez rezygnacji z zasady solidaryzmu społecznego. O zasadzie solidaryzmu społecznego nie decyduje bowiem obecność lub brak mechanizmów rynkowych czy prywatyzacji, ale to, jak wiele środków publicznych przeznacza się na opiekę zdrowotną w danym kraju. W Polsce nakłady na opiekę zdrowotną liczone odsetkiem produktu krajowego brutto (PKB) są najniższe w Unii Europejskiej i wynoszą 4% PKB. W ostatnich kilkunastu latach nakłady te nie zmieniały się, bo jednocześnie ze zwiększaniem obciążeń dla obywateli (wzrastająca składka na NFZ) państwo zmniejszało swoje obciążenia na rzecz NFZ, płacąc coraz mniejszą składkę za tych, za których zobowiązało się płacić (rolnicy, bezrobotni, objęci opieką socjalną itp.) oraz zmniejszając bezpośrednie dotacje do świadczeń.
Jak wspomniałem OZZL nie był nigdy związany z żadną siłą polityczną. Nie oznacza to jednak, że był, czy jest ideowo obojętny. Nasze poglądy można scharakteryzować najkrócej jako konserwatywne w dziedzinie wartości i rynkowe w zakresie gospodarki. Naszym zdaniem zresztą, rynkowe podejście do gospodarki wynika również z poszanowania prawa naturalnego. Nie będąc politycznie zależnymi, byliśmy jednak politycznie zaangażowani, rozumiejąc słowo „polityka” nie jako walka o władzę, ale jako troska o wspólne dobro. Stąd nasze zaangażowanie w ruchu społecznym na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), stąd nasz głos sprzeciwiający się próbie liberalizacji tzw. ustawy antyaborcyjnej (uchwała Krajowego Zjazdu Delegatów OZZL z 22 10 1996r) i przeciwko próbom legalizacji eutanazji ( stanowisko Prezydium Zarządu Krajowego z 01 03 2005r.)
Wszelkie informacje o naszym związku i jego działalności w ostatnich 15 latach są dostępne na naszej stronie internetowej w publikacji „Determinacja i upór” – kalendarium 15 lecia OZZL http://www.ozzl.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=172&Itemid=241&lang=pl
Czy to prawda, że strajkujemy teraz, a nie strajkowaliśmy wcześniej.
Przedstawiciele koalicji rządzącej, a w szczególności partii PiS, próbują wywołać wrażenie, że strajk lekarzy, organizowany przez OZZL jest wywołany celowo teraz, aby „uderzyć” w proces oczyszczania państwa z patologii i korupcji. Potwierdzeniem tej tezy ma być fakt, że OZZL nigdy wcześniej nie organizował podobnych akcji.
To jest oczywista nieprawda. OZZL organizował w ostatnich 16 latach b. wiele akcji protestacyjnych, łącznie z ogólnopolskim strajkiem lekarzy, który rozpoczął się 10 grudnia 1996 roku (kiedy premierem był Włodzimierz Cimoszewicz z SLD). Protest ten, zmieniając formy i zasięg trwał niemal przez 2 lata. Inną sprawą jest, że w pierwszych latach naszej działalności mieliśmy nadzieję (złudzenie), że rządzący będą liczyć się ze zdaniem lekarzy, bez konieczności uciekania się do najostrzejszych form protestu. Stąd nasze pierwsze akcje miały charakter łagodniejszy (np. niewydawanie druków zwolnień lekarskich L4 - w styczniu 1993 r. ) lub wręcz – symboliczny (np. stemplowanie wszystkich dokumentów medycznych słowami „protest lekarzy” – w styczniu 1995r.). Cechą, która wyróżnia obecny protest jest niezwykła determinacja lekarzy, będąca - w dużej części – miarą zawodu jaki spotkał polskich lekarzy – ze strony rządzących przez ostatnich kilkanaście lat.
Faktem jest, że lata poprzedniej koalicji (2001 – 2005) były okresem względnego spokoju. OZZL nie organizował wówczas żadnych strajków. Nie dlatego jednak, że byliśmy usatysfakcjonowani sposobem funkcjonowania opieki zdrowotnej w Polsce i naszymi płacami, ale dlatego, że chcieliśmy przygotować merytoryczny grunt pod zmiany, jakie – mieliśmy nadzieję – nastąpią po przejęciu władzy przez prawicową koalicję PO-PiS, którą nam – obywatelom RP obiecywano. OZZL przygotował kompleksowy program naprawy polskiej służby zdrowia. Skupił wokół tego programu 20 bardzo opiniotwórczych organizacji ze służby zdrowia i spoza niej. Napisał nawet projekt ustawy, która realizowała ten program. Wcześniej, gdy nowy minister zdrowia z SLD pan Mariusz Łapiński zapowiedział likwidację kas chorych, OZZL jako jedyna organizacja, wraz z Samorządem Lekarskim, opracował własny, obywatelski projekt ustawy, która miała na celu reformę kas chorych i zablokowanie wprowadzenia NFZ. Potrafiliśmy nawet zebrać pod projektem odpowiednią ilość podpisów i przedstawić go Marszałkowi Sejmu, jako tzw. obywatelski projekt ustawy. Wtedy nikt z obecnej koalicji rządzącej nie chciał nam w tym pomóc. Nasz projekt nie został poddany pod obrady Sejmu, bo wcześniej przyjęto ustawę o likwidacji kas chorych i wprowadzeniu NFZ.
Obecnie rządzący politycy – oczywiście – nie pamiętają wcześniejszych działań OZZL, zarówno tych protestacyjnych, jak i pozytywnych. Jest bowiem cechą charakterystyczną współczesnych polityków, że są tak skoncentrowani na sobie i swoich problemach, iż nie wiedzą co się dzieje wokół nich. Dopiero, gdy działania te zagrażają ich pozycji lub spokojowi, podnoszą larum i nie szczędzą oskarżeń, a nawet oszczerstw wobec każdego, kto się ośmielił wytrącić ich ze stanu samozadowolenia.
Czy strajk lekarzy jest nieetyczny, bo strajkują o pieniądze, narażając zdrowie i życie pacjentów.
Aby właściwie ocenić nasz strajk należy wziąć pod uwagę dwa jego aspekty: formalno – prawny i ideowy. Pod względem formalno prawnym strajk jest o pieniądze, czyli o wyższe wynagrodzenie dla lekarzy. Aby zorganizować legalny strajk trzeba bowiem wcześniej wejść w tzw. spór zbiorowy z pracodawcą, a podstawą sporu nie mogą być inne sprawy niż tylko te, które dotyczą warunków pracy i płacy. Nie można zatem strajkować legalnie o reformę służby zdrowia, o zwiększenie nakładów na lecznictwo, o likwidację limitowania świadczeń zdrowotnych itp. Jeśli jednak ocenić nasz strajk pod względem ideowym (czyli co chcemy osiągnąć poprzez strajk), to jest to strajk o zasadnicze zmiany w sposobie funkcjonowania opieki zdrowotnej w Polsce. Nie da się poprawić wynagrodzeń lekarskich ( i innych zawodów medycznych) bez istotnej reformy ochrony zdrowia. Obecny system opiera się bowiem na wyzysku ekonomicznym personelu medycznego, jako naczelnej zasadzie. Dzieje się tak, bo ilość środków publicznych przeznaczonych na lecznictwo jest bardzo mała (4% PKB, najmniej w UE), a zakres świadczeń zdrowotnych, jakie za te pieniądze trzeba sfinansować jest nieograniczony. Nie ma również żadnych legalnych możliwości dopłacania przez pacjentów za niektóre świadczenia zdrowotne. Zatem im więcej chcemy leczyć, tym mniej musimy płacić pracownikom za leczenie. Społeczeństwo nie wie o takiej zasadzie, sądząc – prawdopodobnie – że płace w służbie zdrowia, na wzór płac w innych dziedzinach finansowanych ze środków publicznych są ustalane administracyjnie w postaci tzw. siatek płac. Drugim – fatalnym – następstwem zasady, że za ograniczoną (i bardzo małą) ilość pieniędzy trzeba sfinansować nieograniczoną ilość świadczeń zdrowotnych – jest limitowanie świadczeń. Oznacza ono, że część chorych nie otrzyma leczenia o czasie lub w ogóle. Polska Unia Onkologii ocenia, że kilkadziesiąt tysięcy chorych na choroby nowotworowe w Polsce – rokrocznie umiera z powodu zbyt niskich nakładów na ochronę zdrowia. Jeżeli zatem dzisiaj ktoś, jak rządzący, broni małych nakładów na opiekę zdrowotną ze środków publicznych i jednocześnie sprzeciwia się wprowadzeniu jakichś form współpłacenia za świadczenia zdrowotne przez pacjentów, to znaczy, że skazuje tysiące Polaków rocznie na śmierć.
Zdajemy sobie sprawę, że ktoś może powiedzieć: „protestujcie, demonstrujcie, domagajcie się, ale nie strajkujcie, bo strajk oznacza uderzenie w najsłabszych, to jest chorych ludzi” Teoretycznie rzecz biorąc takie głosy są słuszne. Wychodzą one jednak z założenia, że rządzący są ludźmi dobrymi, rozumnymi, pełnymi dobrej woli, reagującymi na merytoryczne argumenty. Tak jednak nie jest. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy próbuje zmienić rzeczywistość polskiej służby zdrowia od lat 16. W tym czasie rządy w Polsce należały do wszystkich praktycznie ugrupowań (poza Samoobroną), które – co prawda - miały inne nazwy, ale w których byli ci sami ludzie. Żadne argumenty merytoryczne, żadne apele, postulaty, żadne łagodne formy protestu nie powodowały jakiejkolwiek pozytywnej reakcji. Gdyby tak było, nakłady na służbę zdrowia raczej by się zwiększały, nie zmniejszały. Tymczasem przez kilkanaście lat wolnej Polski, nakłady te zmniejszyły się z 5% PKB w początkach lat 90-tych ub. stulecia do 4% PKB w ostatnich 10 latach. Przebiegłość polityków jest tak duża, że w tym samym momencie, gdy zwiększali oni obciążenie 27 mln obywateli na rzecz służby zdrowia, poprzez wzrost składki nie odliczanej od podatku z 7,75% do 9,0% , jednocześnie zmniejszali kwotę jaką państwo płaciło za 10 mln obywateli, zwolnionych z obowiązku płacenia składki. Zmniejszali również bezpośrednie dopłaty państwa do tzw. świadczeń zdrowotnych wysokospecjalistycznych. Opieka zdrowotna nigdy nie była przedmiotem troski polityków, z wyjątkiem okresu przedwyborczego, gdy chętnie obiecywano wzrost nakładów na lecznictwo. Tak było i ostatnim razem, gdy rządząca dzisiaj partia PiS obiecywała zwiększenie nakładów do 6% PKB, a dzisiaj oskarża OZZL o działania antyrządowe, gdy nasz związek domaga się spełnienia tej obietnicy. Tylko duży nacisk społeczny może zmienić priorytety polityczne w wydawaniu środków publicznych. Przyznała to wprost wicepremier Zyta Gilowska w czasie spotkania z m. innymi przedstawicielami OZZL w dniu 06 czerwca br. Związek zawodowy nie ma innego, w miarę skutecznego sposobu na zwiększenie nacisku społecznego na polityków niż strajk. Nawet dzisiaj, gdy strajk lekarzy trwa już 3 tygodnie, gdy stał się przedmiotem doniesień mediów światowych, koalicjanci spotykający się aby odnowić umowę koalicyjną zastanawiali się na jakie cele - inne niż służba zdrowia - wydać nadzwyczajne i nieprzewidywalne dochody budżetowe w roku bieżącym i przyszłym. Dowodzi to, jak nisko w hierarchii wydatków publicznych stała i stoi nadal służba zdrowia. My – lekarze traktujemy to jako spuściznę komunizmu w naszym kraju, z którą kolejne rządy, dla własnej wygody nie chciały się rozstać. Dla państwa komunistycznego wydatki na świadczenia dla obywateli były zawsze mniej ważne niż wydatki na administrację, aparat przymusu, na rozwój ciężkiego przemysłu lub zbrojeń. Nie potrafimy zaakceptować tego stanu, zwłaszcza teraz, gdy oficjalną doktryną rządu jest antykomunizm. Również niskie wynagrodzenia lekarzy i odbieranie związkowi zawodowemu lekarzy prawa do odrębnego negocjowania płac lekarskich traktujemy jako kontynuację komunistycznej polityki wobec naszego zawodu. Wtedy było to zrozumiałe, bo lekarze stanowili element niepewny ideologicznie i osłabienie pozycji lekarzy w społeczeństwie poprzez ich pauperyzację i uprzedmiotowienie zmniejszało ich opiniotwórcze znaczenie. Dzisiaj jak można wytłumaczyć zadziwiającą wrogość rządzących do lekarzy?
Jest prawdą, że lekarze nie chcą być dalej „własnością” państwa. Nie chcą aby państwo dowolnie dysponowało nimi i ich pracą. Nie można jednak twierdzić, że lekarze przez to nie chcą służyć drugiemu człowiekowi, jego zdrowiu i życiu. Wręcz przeciwnie, zdarza się, że aby służyć chorym trzeba się przeciwstawić państwu, jak to ma miejsce, gdy państwo zalegalizuje różne formy zabijania (aborcję, eutanazję) i potrzebuje wykonawców do swoich praw, albo gdy państwo administracyjnie ogranicza dostęp do leczenia poprzez limitowanie świadczeń, wskutek zbyt skąpych nakładów na lecznictwo.
Na koniec chciałbym poruszyć temat formy naszego strajku. Chociaż pod względem prawnym jest to „strajk” czyli zaprzestanie pracy, to jednak nigdzie nasz strajk nie ma takiego charakteru i nigdy nie miał. Jest to ograniczenie udzielania świadczeń zdrowotnych – w tych przypadkach, gdy to ograniczenie nie przyniesie uszczerbku na zdrowiu chorego i normalne udzielanie świadczeń w tych przypadkach, gdy ograniczenie pomocy lekarskiej mogłoby narazić na utratę życia lub pogorszenie zdrowia. Są osoby, z kręgów polityków i mediów, którym zależałoby aby nas strajk przybrał ostrzejszą formę. Niektórzy nawet nas prowokowali, mówiąc, że to nie strajk, tylko manifestacja. My się sprowokować nie damy. W roku ubiegłym, gdy prowadzony był przez nasz związek podobny strajk, nie było ani jednej skargi pacjenta do odpowiednich organów (Rzecznik Praw Obywatelskich, rzecznicy praw pacjenta) na nasze postępowanie. Podobnie jest w bieżącym roku. Dlatego zupełnie nieusprawiedliwione i niezwykle krzywdzące są słowa, wypowiedziane przez księdza biskupa Stanisława Stefanka, Ordynariusza Łomżyńskiego, że nasz strajk to „klasyka terrorystycznej metody” (cytat na podstawie doniesień mediów). Nie ma niczego co mogłoby usprawiedliwiać takie określenie. My nie chcemy szkodzić naszym pacjentom. Wręcz przeciwnie, działamy także dla ich dobra. Ograniczamy potencjalne utrudnienia dla pacjentów do absolutnego minimum. Kto, jak nie my, będzie pomagać tym pacjentom po skończonym strajku? Kto pomagał im wcześniej? Absurdalna jest też teza, że my – szkodząc naszym „zakładnikom” pacjentom – chcemy wymusić jakieś działania ze strony władz na naszą korzyść. Dobrze bowiem wiemy, że nasze władze losem chorych nie bardzo się przejmują i raczej ucieszyliby się z jakiejś tragedii, bo zyskaliby dobry pretekst aby nasz protest skompromitować i zlikwidować. Prawdą jest, że – organizując nasz strajk – chcieliśmy wywołać ogólnonarodową dyskusję na temat służby zdrowia. Liczyliśmy, że w dyskusji tej wezmą udział osoby, którym dobro polskiej służby zdrowia leży na sercu, a którzy - z różnych powodów – dotychczas nie zabierali głosu lub robili to nieśmiało. Po cichu liczyliśmy też na głos polskiego Kościoła. My nie boimy się konfrontacji z naszymi adwersarzami. Nie boimy się merytorycznej dyskusji. Chętnie siądziemy z każdym, kto chce nas wysłuchać, a nie kieruje się uprzedzeniami, nie stosuje oszczerstw i kłamstw. Dlatego z ubolewaniem przyjęliśmy brak odpowiedzi na naszą prośbę o możliwość przedstawienia naszych racji w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Nasz strajk jest w istocie ruchem na rzecz odnowy moralnej polskiej służby zdrowia. Jest – być może ostatnim- zrywem lekarzy, którym nie jest obojętne w jakich warunkach leczeni są pacjenci, w jaki sposób wydawane są pieniądze publiczne, w jaki sposób lekarze zarabiają na życie. Teraz pojawia się szansa na wprowadzenie wielu potrzebnych, chociaż trudnych zmian. Albo ją wykorzystamy, albo dalej pozostawimy tę mętną wodę.
Oczywiście wiemy, że nasz strajk nie może trwać wiecznie. Wiemy też, że siłą nie pokonamy naszych adwersarzy, bo politycy niczego tak mocno nie bronią jak możliwości dowolnego dysponowania nie swoimi, publicznymi pieniędzmi. Dlatego na końcu naszej akcji jest zwolnienie się lekarzy z pracy. Na pewno i ten krok będzie potraktowany przez niektórych jako „porzucenie” chorych albo jakaś inna niegodziwość. To jednak nie będzie krok wymierzony w pacjenta. My nie porzucimy naszych chorych. My porzucimy tylko nierzetelnego płatnika za świadczenia zdrowotne, jakim okazuje się państwo. Będziemy leczyć pacjentów tak, jak to robili lekarze przez wieki – prywatnie. Tych, których nie będzie stać będziemy przyjmować charytatywnie. Na pewno też i inni pospieszą z pomocą potrzebującym. Może wtedy obudzą się i pacjenci, którzy zorientują się, że podmiotem, który faktycznie strajkuje nie są lekarze, ale państwowy płatnik.
Na zakończenie chciałbym serdecznie podziękować, jeśli zdołał Ksiądz Arcybiskup dojść do końca tego długiego listu. Mam nadzieję, że przyczyni się on – chociaż w części – do zrozumienia naszego stanowiska i naszej akcji. Byłbym wdzięczny, gdyby list został przesłany do wszystkich biskupów w Polsce. Proszę o błogosławieństwo dla nas i naszych pacjentów.
Z wyrazami czci i szacunku:
Krzysztof Bukiel – przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy
Jego Ekscelencja
Ksiądz Arcybiskup Józef Michalik
Metropolita Przemyski,
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Wasza Ekscelencjo,
Najczcigodniejszy Księże Arcybiskupie,
Zwracam się do Waszej Ekscelencji jako przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który jest organizatorem obecnych strajków lekarzy w Polsce. Do napisania tego listu skłoniły mnie różne oceny naszego strajku, jakie pojawiły się w niektórych kazaniach księży i księży biskupów wygłaszanych w czasie ostatniej uroczystości Bożego Ciała. Część z nich, a zwłaszcza słowa księdza biskupa Stanisława Stefanka uważamy za niesprawiedliwe i krzywdzące. Ponieważ sprawa nie jest prosta i wymaga szerokiego naświetlenia, mój list będzie dość obszerny, a dla lepszego uporządkowania tematów, podzieliłem go na odrębne części – rozdziały.
Co to za związek, ten OZZL.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL) jest organizacją istniejąca od 18 października 1991 r. Powstał jako inicjatywa oddolna lekarzy ze Stargardu Szczecińskiego. Nigdy nie miał żadnego powiązania z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym. Ten fakt jest zapewne główną przyczyną tego, że rządzący tak łatwo pozwalają sobie na lekceważenie naszego związku i na niewybredne, oszczercze ataki na nas. OZZL, od początku swojego istnienia, postawił sobie dwa cele: 1) doprowadzenie do zmiany systemu opieki zdrowotnej w naszym Kraju, aby stał się on bardziej racjonalny, sprawiedliwy, przyjazny pacjentom i pracownikom służby zdrowia, 2) poprawa wynagrodzeń lekarskich. Te dwa elementy uważaliśmy zawsze za nierozerwalnie ze sobą związane. Jest ułudą twierdzenie, że może być dobry system opieki zdrowotnej, w którym lekarz jest źle wynagradzany. Życie doczesne ma bowiem swoje prawa, spośród których istotną rolę odgrywają podstawy materialne wszelkiej ludzkiej działalności. Dotyczy to również pracy i życia lekarza. Nawet jeżeli ten, czy ów lekarz zdolny jest do nadzwyczajnych poświęceń i pracy na rzecz chorych bez oglądania się na wynagrodzenie, to trudno spodziewać się aby system oparty na takiej zasadzie funkcjonował dobrze. Źle wynagradzany lekarz będzie szukał sposobu aby „dorobić”. Będzie (nawet podświadomie) oszczędzał się w pracy, pamiętając, że musi mieć siły na dodatkowe zajęcia, będzie szukał dodatkowego wynagrodzenia kosztem swojego zdrowia, siły, wiedzy. Część z lekarzy ulegnie nawet pokusie dorabiania nielegalnego. Czy tak zorganizowana opieka zdrowotna będzie dobrze służyć chorym?
OZZL zawsze dążył do wprowadzenia w Polsce takiego systemu opieki zdrowotnej, w którym pieniądze przeznaczone na leczenie nie byłyby marnowane, w którym podmiotem sytemu byłby pacjent, w którym korupcja i tzw. szara strefa nie byłyby możliwe, nawet gdyby ktoś chciał się skorumpować. W ocenie OZZL tylko system oparty na mechanizmach rynkowych, przejrzystej i sprawiedliwej konkurencji może spełnić powyższe warunki. Wbrew niektórym poglądom, wprowadzenie mechanizmów rynkowych jest możliwe bez rezygnacji z zasady solidaryzmu społecznego. O zasadzie solidaryzmu społecznego nie decyduje bowiem obecność lub brak mechanizmów rynkowych czy prywatyzacji, ale to, jak wiele środków publicznych przeznacza się na opiekę zdrowotną w danym kraju. W Polsce nakłady na opiekę zdrowotną liczone odsetkiem produktu krajowego brutto (PKB) są najniższe w Unii Europejskiej i wynoszą 4% PKB. W ostatnich kilkunastu latach nakłady te nie zmieniały się, bo jednocześnie ze zwiększaniem obciążeń dla obywateli (wzrastająca składka na NFZ) państwo zmniejszało swoje obciążenia na rzecz NFZ, płacąc coraz mniejszą składkę za tych, za których zobowiązało się płacić (rolnicy, bezrobotni, objęci opieką socjalną itp.) oraz zmniejszając bezpośrednie dotacje do świadczeń.
Jak wspomniałem OZZL nie był nigdy związany z żadną siłą polityczną. Nie oznacza to jednak, że był, czy jest ideowo obojętny. Nasze poglądy można scharakteryzować najkrócej jako konserwatywne w dziedzinie wartości i rynkowe w zakresie gospodarki. Naszym zdaniem zresztą, rynkowe podejście do gospodarki wynika również z poszanowania prawa naturalnego. Nie będąc politycznie zależnymi, byliśmy jednak politycznie zaangażowani, rozumiejąc słowo „polityka” nie jako walka o władzę, ale jako troska o wspólne dobro. Stąd nasze zaangażowanie w ruchu społecznym na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), stąd nasz głos sprzeciwiający się próbie liberalizacji tzw. ustawy antyaborcyjnej (uchwała Krajowego Zjazdu Delegatów OZZL z 22 10 1996r) i przeciwko próbom legalizacji eutanazji ( stanowisko Prezydium Zarządu Krajowego z 01 03 2005r.)
Wszelkie informacje o naszym związku i jego działalności w ostatnich 15 latach są dostępne na naszej stronie internetowej w publikacji „Determinacja i upór” – kalendarium 15 lecia OZZL http://www.ozzl.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=172&Itemid=241&lang=pl
Czy to prawda, że strajkujemy teraz, a nie strajkowaliśmy wcześniej.
Przedstawiciele koalicji rządzącej, a w szczególności partii PiS, próbują wywołać wrażenie, że strajk lekarzy, organizowany przez OZZL jest wywołany celowo teraz, aby „uderzyć” w proces oczyszczania państwa z patologii i korupcji. Potwierdzeniem tej tezy ma być fakt, że OZZL nigdy wcześniej nie organizował podobnych akcji.
To jest oczywista nieprawda. OZZL organizował w ostatnich 16 latach b. wiele akcji protestacyjnych, łącznie z ogólnopolskim strajkiem lekarzy, który rozpoczął się 10 grudnia 1996 roku (kiedy premierem był Włodzimierz Cimoszewicz z SLD). Protest ten, zmieniając formy i zasięg trwał niemal przez 2 lata. Inną sprawą jest, że w pierwszych latach naszej działalności mieliśmy nadzieję (złudzenie), że rządzący będą liczyć się ze zdaniem lekarzy, bez konieczności uciekania się do najostrzejszych form protestu. Stąd nasze pierwsze akcje miały charakter łagodniejszy (np. niewydawanie druków zwolnień lekarskich L4 - w styczniu 1993 r. ) lub wręcz – symboliczny (np. stemplowanie wszystkich dokumentów medycznych słowami „protest lekarzy” – w styczniu 1995r.). Cechą, która wyróżnia obecny protest jest niezwykła determinacja lekarzy, będąca - w dużej części – miarą zawodu jaki spotkał polskich lekarzy – ze strony rządzących przez ostatnich kilkanaście lat.
Faktem jest, że lata poprzedniej koalicji (2001 – 2005) były okresem względnego spokoju. OZZL nie organizował wówczas żadnych strajków. Nie dlatego jednak, że byliśmy usatysfakcjonowani sposobem funkcjonowania opieki zdrowotnej w Polsce i naszymi płacami, ale dlatego, że chcieliśmy przygotować merytoryczny grunt pod zmiany, jakie – mieliśmy nadzieję – nastąpią po przejęciu władzy przez prawicową koalicję PO-PiS, którą nam – obywatelom RP obiecywano. OZZL przygotował kompleksowy program naprawy polskiej służby zdrowia. Skupił wokół tego programu 20 bardzo opiniotwórczych organizacji ze służby zdrowia i spoza niej. Napisał nawet projekt ustawy, która realizowała ten program. Wcześniej, gdy nowy minister zdrowia z SLD pan Mariusz Łapiński zapowiedział likwidację kas chorych, OZZL jako jedyna organizacja, wraz z Samorządem Lekarskim, opracował własny, obywatelski projekt ustawy, która miała na celu reformę kas chorych i zablokowanie wprowadzenia NFZ. Potrafiliśmy nawet zebrać pod projektem odpowiednią ilość podpisów i przedstawić go Marszałkowi Sejmu, jako tzw. obywatelski projekt ustawy. Wtedy nikt z obecnej koalicji rządzącej nie chciał nam w tym pomóc. Nasz projekt nie został poddany pod obrady Sejmu, bo wcześniej przyjęto ustawę o likwidacji kas chorych i wprowadzeniu NFZ.
Obecnie rządzący politycy – oczywiście – nie pamiętają wcześniejszych działań OZZL, zarówno tych protestacyjnych, jak i pozytywnych. Jest bowiem cechą charakterystyczną współczesnych polityków, że są tak skoncentrowani na sobie i swoich problemach, iż nie wiedzą co się dzieje wokół nich. Dopiero, gdy działania te zagrażają ich pozycji lub spokojowi, podnoszą larum i nie szczędzą oskarżeń, a nawet oszczerstw wobec każdego, kto się ośmielił wytrącić ich ze stanu samozadowolenia.
Czy strajk lekarzy jest nieetyczny, bo strajkują o pieniądze, narażając zdrowie i życie pacjentów.
Aby właściwie ocenić nasz strajk należy wziąć pod uwagę dwa jego aspekty: formalno – prawny i ideowy. Pod względem formalno prawnym strajk jest o pieniądze, czyli o wyższe wynagrodzenie dla lekarzy. Aby zorganizować legalny strajk trzeba bowiem wcześniej wejść w tzw. spór zbiorowy z pracodawcą, a podstawą sporu nie mogą być inne sprawy niż tylko te, które dotyczą warunków pracy i płacy. Nie można zatem strajkować legalnie o reformę służby zdrowia, o zwiększenie nakładów na lecznictwo, o likwidację limitowania świadczeń zdrowotnych itp. Jeśli jednak ocenić nasz strajk pod względem ideowym (czyli co chcemy osiągnąć poprzez strajk), to jest to strajk o zasadnicze zmiany w sposobie funkcjonowania opieki zdrowotnej w Polsce. Nie da się poprawić wynagrodzeń lekarskich ( i innych zawodów medycznych) bez istotnej reformy ochrony zdrowia. Obecny system opiera się bowiem na wyzysku ekonomicznym personelu medycznego, jako naczelnej zasadzie. Dzieje się tak, bo ilość środków publicznych przeznaczonych na lecznictwo jest bardzo mała (4% PKB, najmniej w UE), a zakres świadczeń zdrowotnych, jakie za te pieniądze trzeba sfinansować jest nieograniczony. Nie ma również żadnych legalnych możliwości dopłacania przez pacjentów za niektóre świadczenia zdrowotne. Zatem im więcej chcemy leczyć, tym mniej musimy płacić pracownikom za leczenie. Społeczeństwo nie wie o takiej zasadzie, sądząc – prawdopodobnie – że płace w służbie zdrowia, na wzór płac w innych dziedzinach finansowanych ze środków publicznych są ustalane administracyjnie w postaci tzw. siatek płac. Drugim – fatalnym – następstwem zasady, że za ograniczoną (i bardzo małą) ilość pieniędzy trzeba sfinansować nieograniczoną ilość świadczeń zdrowotnych – jest limitowanie świadczeń. Oznacza ono, że część chorych nie otrzyma leczenia o czasie lub w ogóle. Polska Unia Onkologii ocenia, że kilkadziesiąt tysięcy chorych na choroby nowotworowe w Polsce – rokrocznie umiera z powodu zbyt niskich nakładów na ochronę zdrowia. Jeżeli zatem dzisiaj ktoś, jak rządzący, broni małych nakładów na opiekę zdrowotną ze środków publicznych i jednocześnie sprzeciwia się wprowadzeniu jakichś form współpłacenia za świadczenia zdrowotne przez pacjentów, to znaczy, że skazuje tysiące Polaków rocznie na śmierć.
Zdajemy sobie sprawę, że ktoś może powiedzieć: „protestujcie, demonstrujcie, domagajcie się, ale nie strajkujcie, bo strajk oznacza uderzenie w najsłabszych, to jest chorych ludzi” Teoretycznie rzecz biorąc takie głosy są słuszne. Wychodzą one jednak z założenia, że rządzący są ludźmi dobrymi, rozumnymi, pełnymi dobrej woli, reagującymi na merytoryczne argumenty. Tak jednak nie jest. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy próbuje zmienić rzeczywistość polskiej służby zdrowia od lat 16. W tym czasie rządy w Polsce należały do wszystkich praktycznie ugrupowań (poza Samoobroną), które – co prawda - miały inne nazwy, ale w których byli ci sami ludzie. Żadne argumenty merytoryczne, żadne apele, postulaty, żadne łagodne formy protestu nie powodowały jakiejkolwiek pozytywnej reakcji. Gdyby tak było, nakłady na służbę zdrowia raczej by się zwiększały, nie zmniejszały. Tymczasem przez kilkanaście lat wolnej Polski, nakłady te zmniejszyły się z 5% PKB w początkach lat 90-tych ub. stulecia do 4% PKB w ostatnich 10 latach. Przebiegłość polityków jest tak duża, że w tym samym momencie, gdy zwiększali oni obciążenie 27 mln obywateli na rzecz służby zdrowia, poprzez wzrost składki nie odliczanej od podatku z 7,75% do 9,0% , jednocześnie zmniejszali kwotę jaką państwo płaciło za 10 mln obywateli, zwolnionych z obowiązku płacenia składki. Zmniejszali również bezpośrednie dopłaty państwa do tzw. świadczeń zdrowotnych wysokospecjalistycznych. Opieka zdrowotna nigdy nie była przedmiotem troski polityków, z wyjątkiem okresu przedwyborczego, gdy chętnie obiecywano wzrost nakładów na lecznictwo. Tak było i ostatnim razem, gdy rządząca dzisiaj partia PiS obiecywała zwiększenie nakładów do 6% PKB, a dzisiaj oskarża OZZL o działania antyrządowe, gdy nasz związek domaga się spełnienia tej obietnicy. Tylko duży nacisk społeczny może zmienić priorytety polityczne w wydawaniu środków publicznych. Przyznała to wprost wicepremier Zyta Gilowska w czasie spotkania z m. innymi przedstawicielami OZZL w dniu 06 czerwca br. Związek zawodowy nie ma innego, w miarę skutecznego sposobu na zwiększenie nacisku społecznego na polityków niż strajk. Nawet dzisiaj, gdy strajk lekarzy trwa już 3 tygodnie, gdy stał się przedmiotem doniesień mediów światowych, koalicjanci spotykający się aby odnowić umowę koalicyjną zastanawiali się na jakie cele - inne niż służba zdrowia - wydać nadzwyczajne i nieprzewidywalne dochody budżetowe w roku bieżącym i przyszłym. Dowodzi to, jak nisko w hierarchii wydatków publicznych stała i stoi nadal służba zdrowia. My – lekarze traktujemy to jako spuściznę komunizmu w naszym kraju, z którą kolejne rządy, dla własnej wygody nie chciały się rozstać. Dla państwa komunistycznego wydatki na świadczenia dla obywateli były zawsze mniej ważne niż wydatki na administrację, aparat przymusu, na rozwój ciężkiego przemysłu lub zbrojeń. Nie potrafimy zaakceptować tego stanu, zwłaszcza teraz, gdy oficjalną doktryną rządu jest antykomunizm. Również niskie wynagrodzenia lekarzy i odbieranie związkowi zawodowemu lekarzy prawa do odrębnego negocjowania płac lekarskich traktujemy jako kontynuację komunistycznej polityki wobec naszego zawodu. Wtedy było to zrozumiałe, bo lekarze stanowili element niepewny ideologicznie i osłabienie pozycji lekarzy w społeczeństwie poprzez ich pauperyzację i uprzedmiotowienie zmniejszało ich opiniotwórcze znaczenie. Dzisiaj jak można wytłumaczyć zadziwiającą wrogość rządzących do lekarzy?
Jest prawdą, że lekarze nie chcą być dalej „własnością” państwa. Nie chcą aby państwo dowolnie dysponowało nimi i ich pracą. Nie można jednak twierdzić, że lekarze przez to nie chcą służyć drugiemu człowiekowi, jego zdrowiu i życiu. Wręcz przeciwnie, zdarza się, że aby służyć chorym trzeba się przeciwstawić państwu, jak to ma miejsce, gdy państwo zalegalizuje różne formy zabijania (aborcję, eutanazję) i potrzebuje wykonawców do swoich praw, albo gdy państwo administracyjnie ogranicza dostęp do leczenia poprzez limitowanie świadczeń, wskutek zbyt skąpych nakładów na lecznictwo.
Na koniec chciałbym poruszyć temat formy naszego strajku. Chociaż pod względem prawnym jest to „strajk” czyli zaprzestanie pracy, to jednak nigdzie nasz strajk nie ma takiego charakteru i nigdy nie miał. Jest to ograniczenie udzielania świadczeń zdrowotnych – w tych przypadkach, gdy to ograniczenie nie przyniesie uszczerbku na zdrowiu chorego i normalne udzielanie świadczeń w tych przypadkach, gdy ograniczenie pomocy lekarskiej mogłoby narazić na utratę życia lub pogorszenie zdrowia. Są osoby, z kręgów polityków i mediów, którym zależałoby aby nas strajk przybrał ostrzejszą formę. Niektórzy nawet nas prowokowali, mówiąc, że to nie strajk, tylko manifestacja. My się sprowokować nie damy. W roku ubiegłym, gdy prowadzony był przez nasz związek podobny strajk, nie było ani jednej skargi pacjenta do odpowiednich organów (Rzecznik Praw Obywatelskich, rzecznicy praw pacjenta) na nasze postępowanie. Podobnie jest w bieżącym roku. Dlatego zupełnie nieusprawiedliwione i niezwykle krzywdzące są słowa, wypowiedziane przez księdza biskupa Stanisława Stefanka, Ordynariusza Łomżyńskiego, że nasz strajk to „klasyka terrorystycznej metody” (cytat na podstawie doniesień mediów). Nie ma niczego co mogłoby usprawiedliwiać takie określenie. My nie chcemy szkodzić naszym pacjentom. Wręcz przeciwnie, działamy także dla ich dobra. Ograniczamy potencjalne utrudnienia dla pacjentów do absolutnego minimum. Kto, jak nie my, będzie pomagać tym pacjentom po skończonym strajku? Kto pomagał im wcześniej? Absurdalna jest też teza, że my – szkodząc naszym „zakładnikom” pacjentom – chcemy wymusić jakieś działania ze strony władz na naszą korzyść. Dobrze bowiem wiemy, że nasze władze losem chorych nie bardzo się przejmują i raczej ucieszyliby się z jakiejś tragedii, bo zyskaliby dobry pretekst aby nasz protest skompromitować i zlikwidować. Prawdą jest, że – organizując nasz strajk – chcieliśmy wywołać ogólnonarodową dyskusję na temat służby zdrowia. Liczyliśmy, że w dyskusji tej wezmą udział osoby, którym dobro polskiej służby zdrowia leży na sercu, a którzy - z różnych powodów – dotychczas nie zabierali głosu lub robili to nieśmiało. Po cichu liczyliśmy też na głos polskiego Kościoła. My nie boimy się konfrontacji z naszymi adwersarzami. Nie boimy się merytorycznej dyskusji. Chętnie siądziemy z każdym, kto chce nas wysłuchać, a nie kieruje się uprzedzeniami, nie stosuje oszczerstw i kłamstw. Dlatego z ubolewaniem przyjęliśmy brak odpowiedzi na naszą prośbę o możliwość przedstawienia naszych racji w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Nasz strajk jest w istocie ruchem na rzecz odnowy moralnej polskiej służby zdrowia. Jest – być może ostatnim- zrywem lekarzy, którym nie jest obojętne w jakich warunkach leczeni są pacjenci, w jaki sposób wydawane są pieniądze publiczne, w jaki sposób lekarze zarabiają na życie. Teraz pojawia się szansa na wprowadzenie wielu potrzebnych, chociaż trudnych zmian. Albo ją wykorzystamy, albo dalej pozostawimy tę mętną wodę.
Oczywiście wiemy, że nasz strajk nie może trwać wiecznie. Wiemy też, że siłą nie pokonamy naszych adwersarzy, bo politycy niczego tak mocno nie bronią jak możliwości dowolnego dysponowania nie swoimi, publicznymi pieniędzmi. Dlatego na końcu naszej akcji jest zwolnienie się lekarzy z pracy. Na pewno i ten krok będzie potraktowany przez niektórych jako „porzucenie” chorych albo jakaś inna niegodziwość. To jednak nie będzie krok wymierzony w pacjenta. My nie porzucimy naszych chorych. My porzucimy tylko nierzetelnego płatnika za świadczenia zdrowotne, jakim okazuje się państwo. Będziemy leczyć pacjentów tak, jak to robili lekarze przez wieki – prywatnie. Tych, których nie będzie stać będziemy przyjmować charytatywnie. Na pewno też i inni pospieszą z pomocą potrzebującym. Może wtedy obudzą się i pacjenci, którzy zorientują się, że podmiotem, który faktycznie strajkuje nie są lekarze, ale państwowy płatnik.
Na zakończenie chciałbym serdecznie podziękować, jeśli zdołał Ksiądz Arcybiskup dojść do końca tego długiego listu. Mam nadzieję, że przyczyni się on – chociaż w części – do zrozumienia naszego stanowiska i naszej akcji. Byłbym wdzięczny, gdyby list został przesłany do wszystkich biskupów w Polsce. Proszę o błogosławieństwo dla nas i naszych pacjentów.
Z wyrazami czci i szacunku:
Krzysztof Bukiel – przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy